301.dyon.pl




Lotnicy

Biografie

Wspomnienia

Inne teksty








str. 1 | 2


Mężczyźni niechętnie opowiadają o swoich przeżyciach, odczuciach. Po ciężkich przejściach piło się drinka i było po sprawie. Nie mieliśmy wtedy żadnego wsparcia fachowego typu: psycholog wojskowy. Kapelan unikał nas przed lotem, bo wiedział, że istnieje przesąd, iz przynosi pecha. Nie było też dla nas szpitalnego oddziału szoku bojowego i tym podobnych wymysłów. Z naszymi przeżyciami musieliśmy sobie radzić sami. Byli oczywiście tacy, którzy tego nie wytrzymywali. Pamiętam kolegę, który czekając na lot pił kolejkę za kolejką i gdy przyszedł czas, nie poleciał, bo był już pijany. Gdy zostało się wyznaczonym do lotu, można było odmówić zanim poszło sie na odprawę, potem nie było już odwrotu.

Najważniejszą dla nas pomocą był cel, dla którego istnieliśmy. Byliśmy tam, bo chcieliśmy walczyć za Polskę. Nie było więc wielkiego kombinowania. Wszyscy wiedzieliśmy, że możemy zginąć. Po nas mieli przyjść inni. Taka była filozofia. Psycholog nie był nam potrzebny.

13 lipca bombardowaliśmy Duisburg. Kuśtykając z jeszcze nie wyleczonym po rozbiciu kolanem, dołączyłem do mojej załogi. Pogoda była bardzo zła. Z Dywizjonów 300 i 301 wystartowało szesnaście maszyn. Dywizjon 305 wysłał ich siedem. Wzięliśmy udział w silnym nalocie na Zagłębie Ruhry. Duisburg leży w miejscu połączenia dwóch rzek: Renu i Ruhry. Kanałami niziny Ruhry dowożono rudę żelazną i węgiel do olbrzymich odlewni stali oraz materiały do fabryk chemicznych i zakładów budowy okrętów. Cel ten, jak można się było spodziewać - miał być silnie broniony.

Od poczatku lipca RAF zaczął stosować środek obrony przeciwpowietrznej zwany "oknem". Składał się on z milionów małych płytek metalowego papieru, które zrzucane z bombowców myliły radary. Przestawały one pracować, ponieważ na ekranie nie było widać sylwetek lecących samolotów, ale miliony nie istniejących w rzeczywistości. Artyleria przeciwlotnicza sprzężona z radarem była zdezorientowana. Myśliwce niemieckie nie mogły być naprowadzane na bombowce. Poza tym Brytyjczycy zdołali włamać się na fale radiowe nieprzyjaciela i na tych częstotliwościach komunikowały się myśliwce i kontrola naziemna. W rezultacie tego myśliwce były prowadzone w złych kierunkach.

Pierwsza fala bombowców zrzucała bomby o opóźnionych zapalnikach, które wybuchały dwie godziny po nalocie! Fale samolotów idące za tą pierwszą zrzuciły już bomby zapalające i w ten sposób olbrzymie bomby, które wybuchały później siłą uderzeniową rozpraszały palące się obiekty, które były nie do ugaszenia.

(...) Przesłuchania po locie trwały dla mnie, jako strzelca, około pół godziny. Pilot i nawigator musieli opowiadać o przebiegu lotu dłużej. Każdy członek załogi był przesłuchiwany osobno. Musieliśmy zdać relację z lotu, zrzucenia bomb, meldować o wszystkich anomaliach, o pogodzie, o ataku artylerii przeciwlotnieczej (z jakiego kierunku), przekazywaliśmy materiał zdjęciowy ze skutków bombardowania. Zdjęcia były robione automatycznie przez aparat zamontowany pod maszyną.

Kiedyś dostaliśmy wyróżnienie za wyjątkowo celne bombardowanie nad Turynem. Kiedyś w przesłuchaniu uczestniczył Naczelny Wódz gen. Sikorski. W czasie tych przesłuchań byliśmy zmęczeni po akcji i marzyliśmy, żeby pójść spać. Wystarczyło wtedy, abym na chwilę nieopatrznie zmrużył oczy, a natychmiast znajdowałem się w pomarańczowym sadzie mojego dziadka i czułem odurzający zapach kwitnących drzew... Po locie dostawaliśmy obfity posiłek, co było nie lada atrakcją, gdyż wyżywienie z przydziału było naogół kiepskie i skąpe. Był bekon, jajka, marmolada. W normalnym wyżywieniu zgodnie z racjami żołnierskimi przysługiwało mi jedno jajko na miesiąc. Dostawaliśmy kiepski chleb, kiełbaski, w których było więcej masy ziemniaczanej i chlebowej niż mięsnej. Mięsa wydzielano 1 kg. na miesiąc, za to codziennie jedliśmy wędzone ryby. W końcu nie mogliśmy już na nie patrzeć. Do dziś nie mogę się do nich przekonać. Dostawaliśmy też dobre śniadanie przed lotem, ale nie smakowało tak jak powinno z powodu zdenerwowania. Zawsze miałem takie skojarzenie, że to ostatnio posiłek skazańca.

źródło: Marceli Ostrowski, Anna Łabieniec "Wyżej niż piniory", Wydaw. sooni project, Kanada, 2007. Dzięki uprzejmości Autora, oraz Pana Tadeusza Sebastiańskiego, któremu zawdzięczam posiadanie tej publikacji.

cofnij
str. 1 | 2





Jedynka | Lotnicy | Biografie | Wspomnienia | Fotografie