301.dyon.pl




Lotnicy

Biografie

Wspomnienia

Inne teksty








str. 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6


Wspomnienia wojenne Tadeusza Rumana, pierwotnie opublikowane w "Biuletynie IPN" pod tytułem "Z pomocą walczącej Warszawie".

Wielki Piątek

Największe szczęście w moim życiu to był Wielki Piątek w 1940 r. Mieszkałem wtedy znowu u siostry w Czechowicach-Dziedzicach. Powiedziałem jej, że jadę do kolegi do Wisły, a tak naprawdę miałem doręczyć ważną przesyłkę. Przyjeżdżam tam po południu. Wchodzę do umówionej knajpki, a tam piją i śpiewają niemieccy żołnierze. Język niemiecki znałem zupełnie dobrze, ale na wszelki wypadek wszedłem od tyłu. Pytam, czy jest pan taki a taki. „Jego już nie ma” – słyszę w odpowiedzi. Pojąłem w mig. Pewnie wpadł. Natychmiast ruszyłem z powrotem na stację. Już jestem blisko stacji, a tu podjeżdża na rowerze pomocnik z kuchni z tej restauracji, w której byłem, i mówi: „Proszę pana, tam jest taki jeden, który zna adres tego pana, o którego pan pytał”. Pierwsza myśl – czy to nie jest jakiś podstęp? Ale wracam. Przychodzi jakiś człowiek: „Tak, mam adres”. Idzie do pokoju i za chwilę pojawia się Szwab, gestapowiec prawie dwumetrowy. Serce mi prawie stanęło. On pyta: „Sprechen Sie deutsch?“. Wolałem się nie przyznawać, że znam dobrze ten język, powiedziałem, że tylko trochę rozumiem. – „Po coś tu przyjechał?” Zacząłem coś zmyślać, miałem przy sobie książkę, więc mówię, że ją pożyczyłem jeszcze przed wojną od tego człowieka, którego szukam. – „On już jest w więzieniu. Wyciągaj wszystko z kieszeni”. Wyciągnąłem pieniądze, dowód osobisty. Miałem też tytoń i bibułki. W nich były adresy, jakieś 10 czy 11, z całej Polski. On to wszystko zawinął w moją chusteczkę i zabrał. Wychodzimy razem z mieszkania. Wiedziałem, że popełniłem błąd, wracając. Zastanawiałem się, czy próbować uciec. Szliśmy, robiło się już ciemno. Idziemy jakieś 100 metrów i widzę malutki domek z napisem: Polizei. Gestapowiec nie rozmawia ze mną, kajdanków mi nie założył. Byłem wysportowany, myślałem więc, że sobie poradzę, chciałem go uderzyć i wiać. Ale nie znałem terenu, a oni mogli mnie ścigać z psami. Nie mogłem się zdecydować. Wchodzimy, on otwiera drzwi. Widzę to tak, jakby to było wczoraj – schodzimy po schodach do piwnicy. Tam są dwie cele. On ma pęk kluczy, wkłada jeden klucz, drugi, klnie po niemiecku. A ja prawie głośno po polsku modlę się: Panie Boże, zrób tak, żeby mu te klucze nie pasowały. Nie mógł otworzyć żadnej celi. Idziemy na górę, otwiera pokój, zapala światło. Siada przy dużym owalnym stole naprzeciw mnie i mówi: „Powiedz, po coś przyszedł”. Tłumaczę mu znowu: „Słuchaj, mówię ci, chciałem oddać książkę. Powiedziałem siostrze, że szybko wrócę. Będzie się bała, co się ze mną stało”. A on po chwili tę chusteczkę, w której były te wszystkie adresy, moje dokumenty i pieniądze, przesuwa do mnie i mówi: „Ja ciebie tu więcej nie chcę widzieć”. Jak wyszedłem stamtąd, dałem susa i biegłem na stację kolejową tak, że nie było człowieka na świecie, który by mnie złapał. Za chwilę miałem pociąg do Bielska. Nikt nie wysiadł z pociągu, ja tylko wsiadłem. Popatrzyłem w lustro – byłem biały jak śnieg. Nawet siostra później dopytywała się, czy nie jestem chory. Myślałem, dlaczego on mnie puścił – pewnie dlatego, że w knajpie koledzy pili, śpiewali, a on by musiał ze mną siedzieć całą noc. To był mój Wielki Piątek 1940 roku. Nigdy go nie zapomnę.

Aresztowanie

Przyjechałem później do jakiejś wioski w okolice Rawy Ruskiej. Dostałem adres, gdzie mogę się na trochę zatrzymać. Wchodzę. Wtedy mieliśmy już różne znaki, po których się rozpoznawaliśmy, bo można było się nadziać na gestapo. Miałem pod kołnierzykiem dwie szpilki, tak jak było umówione. Wchodzę do chałupy, a tam jakieś piętnaście osób. Pani domu pyta, czy nie wziąłbym pewnego człowieka w nocy, jak będę przekraczał granicę z jej synem, który wiedział mniej więcej, gdzie i jak chodzą Moskale. Był tam profesor z Krakowa, z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Jak mi opowiadał, Niemcy przyszli go aresztować w domu, bo też był w armii podziemnej. Uciekł przez okno do sadu i dalej. Potem dotarł aż do Rawy. Chciał się przedostać na stronę rosyjską, bo tam miał krewnych. Była tam też studentka, nie miała jeszcze dwudziestu lat. Niemcy wiedzieli, że była kurierką, i dlatego szła na stronę rosyjską, bo tam miała krewnych. Przekonywałem ich, że zawsze przekraczam granicę sam. Ale oni bardzo nalegali. Ponieważ w 1940 roku była bardzo ostra zima, tłumaczyłem, że będzie trudno czasem trzeba leżeć w błocie, w śniegu. „My będziemy wszystko robić tak, jak pan każe”. Pierwszy raz zgodziłem się na taką wyprawę w kilka osób. Przeszliśmy granicę. Byłem zmęczony. Po kilku kilometrach drogi w błocie, przez las zobaczyliśmy maleńką wioskę, kilka domów. Nie miałem siły dalej iść, zaszedłem do jakiejś chaty i pytam, czy mogę się przespać. „Nie, idźcie dalej, już połowę wioski wywieźli za to, że przechowywali”. Poszliśmy do jakiejś stodoły, rozwinęliśmy snopek i można było chwilę się zdrzemnąć. Rankiem wstaliśmy i wyruszyliśmy w dalszą drogę. Szliśmy laskiem, słońce pięknie świeciło. Brnęliśmy w błocie, a widać było, że droga jest zupełnie sucha. Prosili, żebyśmy poszli kawałek drogą. Tłumaczyłem im, że nie znają Rosjan... Ale oni mówią: „Przecież nie idziemy w kierunku granicy, tyko w kierunku miasta”. Zamiast im to wybić z głowy, zgodziłem się. Uszliśmy z pół kilometra. Stał jakiś nieciekawy typ przy bramie, a dom był cofnięty od drogi około 50 metrów. Mówię: „Udawajmy, że zwyczajnie rozmawiamy, ale pozdrówcie go: Zdrawstwujtie, towariszcz”. A on odpowiada: Zdrawstwujtie i naciska dzwonek. Przyszło dwóch innych i to był koniec. W domu było już kilkanaście osób, które zostały aresztowane w nocy. Wiedziałem, że zaraz będziemy rewidowani. Wcisnąłem szybko adresy, które miałem przy sobie, pomiędzy podwójne okna. Przetrzepali nas solidnie. Po południu zapakowali na ciężarówkę i pod eskortą Rosjan z rewolwerami i z karabinami wywieźli do Rawy Ruskiej, do więzienia. Stamtąd do Lwowa, do Brygidek. To było olbrzymie więzienie. Tamtych, z którymi szedłem, już więcej nie widziałem.

cofnij
str. 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6





Jedynka | Lotnicy | Biografie | Wspomnienia | Fotografie