301.dyon.pl




Lotnicy

Biografie

Wspomnienia

Inne teksty








str. 1 | 2


Wspomnienia por. Stefana Ostrowskiego.

Z tej szkoły pilotów dobrze zapamiętałem dwóch elewów, którzy przysłali mi życzenia świąteczne na Boże Narodzenie i Noworoczne. To byli Jerzy Rudlicki, syn pułkownika i Wacław Kalkus, syn generała Kalkusa. Obaj ukończyli szkołe nawigacyjną. Pierwszy zginął w 1941 roku. Zderzył się z zaporą balonową w pobliżu Coventry nad Anglią. Natomiast Wacław Kalkus, podporucznik nawigator przydzielony do 138 dywizjonu RAF, w 1943 roku został zestrzelony przez niemieckiego nocnego myśliwca nad Holandią. Pochowany w Amsterdamie. Władysław Kalkus, generał brygady, dowódca 1 pułku lotniczego w Warszawie, potem dowódca lotnictwa, organizował ewakuacje lotników z Rumunii do Francji, następnie do Anglii - Inspektor Sił Powietrznych. Śmierć syna spowodowała u niego postęp choroby. Zmarł w lutym 1945 roku w szpitalu w Ormskirk, tam też został pochowany.

To szefostwo administracyjne zawdzięczam ukończeniu rocznej szkoły dla podoficerów zawodowych na początku 1923 roku w Zaleszczykach, o której już wspominałem, a z której wyniosłem doskonałe wyszkolenie piechoty. Z tego to powodu mam okazję do tej funkcji jako szkoleniowiec, nareszcie egzaminy. Zgodnie z założeniami, personel latający do jednostek szkoleniowych o wyższym standarcie. Pozostały maszyny i obsługa naziemna. Szefostwo zdałem a od dowódcy za dobrą pracę otrzymałem parę dni urlopu.

Pewnego popołudnia w niedzielę wpadliśmy z kolegami do baru. Nie za wiele oddalonego od naszego lotniska. Złapała nas londyńska mgła, że na metr nic nie było widać. Obracaliśmy się jak w śmietanie. Do baru jakoś zaszliśmy, ale z powrotem mieliśmy kłopot. Na trzecią poprzeczną nie sposób było trafić, dopiero jakiś cywil, stały mieszkaniec tej okolicy, przeprowadził nas. Jeden z kolegów Pitniunas z Lidy, pilot 5 pułku, wyszedł tylnym wyjściem na podwórze i zniknął. Dopiero po godzinie dwudziestej trzeciej, po zawiadomieniu Ladies and Gentlemen times please, usłyszeliśmy głos na ulicy - rodacy pomóżcie. Siedział w rynsztoku, bał się ruszyć, oczywiście pod gazem. Po urlopie zameldowałem się w Bramcote, w jednostce zgrania załóg, tzw. 18 OTU. Spotkałem tam Józka Gumowskiego - kolegę z czasów szkolnych z Bydgoszczy w 1928 roku. Szefem mechaników był jego szwgier, chorąży Zamiara. Ja z Józiem byliśmy w dywizjonie szkoleniowym kontrolerami silników i płatowców. Najbliższe miasto Nottingham, cztery mile oddalone od Bramcote, jedyna miejscowość, do której po zajęciach na przepustki i weekendy wszelkimi rodzajami lokomocji podążali wypocząć żądni wrażeń. A pieniążki było gdzie zostawiać. Bogate bary i restauracje. Sale dancingowe, wśród nich najurodziwsza - Pale de dance, wyłącznie polska. Nottingham słynęło z ładnych niewiast. Gros ich pracowało w zakładach spadochronowych i odzieżowych. Bramcote i Nottingham leżały na trasie nocnych nalotów na Coventry - miasto wybitnie przemysłowe, zostało kompletnie zniszczone. W nocy, kiedy na naszym lotnisku odbywały się loty ćwiczebne w postaci rundek, startów i lądowa, co parę minut zarządzano alarm i gaszenie świateł na lotnisku, co powodowało dużo kłopotów, a nawet dość częste wypadki podczas tych ćwiczeń.

Ostatni autobus miejski z Nottingham odchodzi o dwudziestej drugiej trzydzieści, kto się spóźnił, nie miał roweru albo własnego auta, musiał cztery mile ganiać piechotą, no i naturalnie zarobił na raport karny. Po pewnej libacji, kiedy nie było czym wracać, zniknął autobus z zajezdni. Znaleźli go na drugi dzień przerażeni dyrektorzy przy bramie wjazdowej na lotnisko - i to dzięki zawiadomieniu telefonicznemu. Anglicy gubili się w domysłach, jak to mogło się stać. A to normalnie - nasi mechanicy też umieją prowadzić różnego typu samochody - ten właśnie po drodze zbierał maruderów.

Po krótkim czasie cała załoga na dobre zameldowała się w Nottingham. Każda grupka znalazła swój najmilszy kącik spędzania czasu na przepustce czy weekendzie. A miejsc w tym miasteczku było pod dostatkiem do wyboru. Niektóre z nich odwiedzane przez nas to Flying Horse (Latający Rumak), Siedem Dzwonków, Black Boy czy Jeruzalem. Była też cicha przytulna knajpka w ogrodzie ciotki - Ours Auntie, czyli nasza ciotka, którą odwiedzało grono naszych mechaników. I kiedy pewnej nocy samolot niemiecki kierunkowy, przez omyłkę zamiast na Coventry oświetlił flarami dzielnice Nottingham, do świtu zrzucali ciężki ładunek bomb kruszących i zapalających, niszcząc jedynie domy mieszkalne. Wybuchy były tak silne, że przerażeni wyskoczyliśmy z budynków na pole i do schronów. Lotnisko było dobrze zaciemnione, a żar wybuchów odczuwało się na sobie. Na szczęście to był pierwszy i ostatni nalot na to niczym nie związane ze strategią miasteczko. Dużo było niewypałów, a nam zabroniono chodzić do miasta. I znowu nasi chłopcy pokazali, co potrafią. Po tej fatalnej nocy ciotkę wyprowadzili, knajpkę zamkneli, bo w ogrodzie był niewypał. Po paru dniach w okolicy knajpki ciotki zjawiła się policja, wojsko, saperzy, wszczęto alarm, zaczęto usuwać ludność z okolicznych domów. Okazało się, że w nocy kilku śmiałków, miłośników lokalu ciotki, w ogrodzie wykopało 500 kg bombę - niewypał, ułożyli na zbudowanych przez siebie noszach i ze śpiewem wynieśli ją za miasto. Bombą zaopiekowali się saperzy, a prowodyrzy zgłosili się do raportu karnego. W sobotę ciotka urządziła bal dziękczynny".

źródło: por. Stefan Ostrowski "Pamiętnik najstarszego żołnierza WP Podkarpacia", Towarzystwo Miłośników Ziemi Mieleckiej im. Władysława Szafera, 2006. Fragment "Pamiętnika" opublikowałem dzięki uprzejmości syna Stefana Ostrowskiego, Pana Adama Ostrowskiego. Książkę można nabyć kontaktując się bezpośrednio z wydawcą, Towarzystwem Miłośników Ziemi Mieleckiej, pod numerem telefonu (17) 586 22 71.

cofnij
str. 1 | 2





Jedynka | Lotnicy | Biografie | Wspomnienia | Fotografie