301.dyon.pl




Lotnicy

Biografie

Wspomnienia

Inne teksty








str. 1 | 2 | 3


Wawelska "latarnia morska"

Po oczekiwaniu na następne zadania przyszedł rozkaz rejsu w okolice Krakowa. W prognozach, kiedy startowaliśmy, ta marcowa noc miała być przełomowa i odmienić utrzymującą się od dłuższego czasu złą aurę. Prognoza ta, niestety, nie potwierdziła się. Leciało z nami czterech skoczków radiotelegrafistów i jak zwykle zasobniki materiałami i bronią z przeznaczeniem dla placówki 'Kura' w okolicach Proszowic.

Pierwszym punktem sygnalizującym, że zbliżamy się do granicy Polski był Giewont. następnie z wysokiego pułapu szukaliśmy 'latarni morskiej', jaką było dla nas Wzgórze Wawelskie. Nad Krakowem obniżyliśmy pułap, zabiły nam żywiej serca. Braliśmy namiar na wyznaczony cel. Niestety, tym razem byliśmy bezradni wobec niskiego poziomu chmur, który uniemożliwił dokładne namierzenie celu. I znowu oczekiwania, emocje z naszej strony, a także nadzieje na upragniony zrzut ze strony placówki były daremne...

Zrzuty dla "Burzy"

Natomiast kwietniowe loty nad Polskę w 1944 r. były udane i szczęśliwe. Wiązały się z przygotowaniem akcji "Burza", mobilizującym wszystkie okręgi Armii Krajowej. Oczekiwano wsparcia materiałowego i zrzutów.

Zbliżał się Wielki Tydzień. Lecąc ze zrzutem do Polski, do jednej z paczek dołączyliśmy zawiniątko z ozdobionymi jajkami wielkanocnymi i życzeniami dla walczących żołnierzy. wprawdzie ustalona placówka nie odpowiedziała na nasze hasło, ale zgłosił się zapasowy punkt zrzutu, a jego odbiór został w całości potwierdzony. Trafił do placówki 'Wilk' koło Krasnegostawu. Kolejne kwietniowe zrzuty dostarczaliśmy dla oddziału AK rejonu lwowskiego, dla placówki 'Mysz' położonej blisko dworca kolejowego w Lublinie, a także placówki 'Sosna' w pobliżu Skierniewic. Szczególnie udanym zrzutem było wyekspediowanie do kraju skoczków wiozących ze sobą zaszytą w pasach większą ilość dolarów, w tym także złotych, na potrzeby AK.

Lataliśmy nie tylko nad Polskę. Brałem udział w zrzutach ludzi i sprzętu również do Francji, Jugosławii i Czechosłowacji, Albanii, Grecjii i północnych Włoch.

Odpoczynek i Dyw. 300

Mając za sobą 30 lotów zrzutowych i 200 godzin przebywania w powietrzu, zostałem skierowany z Włoch z powrotem do Anglii na odpoczynek. Gdy dowiedziałem się o wybuchu powstania warszawskiego, wraz z kolegą złożyłem raport o przeniesienie z powrotem do Włoch, abyśmy mogli uczestniczyć w lotach z pomocą dla walczącej Warszawy. Dowództwo odpowiedziało jednak na nasz raport odmownie. Latałem natomiast na Lancasterach z bombami nad III Rzeszę po otrzymaniu przydziału (wrzesień 1944 r.) do polskiego dywizjonu bombowego 300.

Każdy lot bombowy nad Niemcy to strata dziesiątek maszyn i setki poległych lotników. Przeżyłem niejeden taki lot i dlatego mogę mówić o losie szczęścia.

Obiecali latanie

Podporucznik Zubrzycki zamknął swoją wojenną kartę lotnika liczbą 50 lotów bojowych oraz 360 godzin lotów dziennych i 343 godzin nocnych. Anglicy nadając mu odznaczenie Distingushed Flying Cross uzasadnili to następująco: "Zubrzycki był nieustraszony w obliczu niebezpieczeństwa, a jego umiejętności, inicjatywa i poświęcenie dla służby były przykładem dla wszystkich, którzy się z nim zetknęli".

Po wojnie, w 1947 roku, wrócił do kraju. Motywem powrotu była dana mu obietnica władz polskich, że gdy wróci, będzie mógł dalej latać na samolotach wojskowych lub cywilnych.

Osiadł w Paczkowie na ziemiach zachodnich, dokąd repatriowała sie jego rodzina z Kresów Wschodnich. Jednak zamiast spełnienia obietnicy latania, znalazł się po czujną "opieką" UB, a potem SB. Nie był - zaznacza - represjonowany w takim stopniu jak inni jego koledzy po powrocie z Zachodu, którzy przeszli gehennę przesłuchań, wieloletnie więzienie, otrzymując niekiedy nawet wyroki śmierci. Nie brakowało więc takich, którzy zatajali przed władzami, że w czasie wojny byli na Zachodzie i służyli jako lotnicy.

Ułożył sobie życie, w czym - jak mówi - pomogło mu poznanie ślicznej Zośki, która została jego żoną. Osiedlili się w Krakowie, gdzie wychowywali dwoje dzieci. Pracował przy budowie Nowej Huty, głównie w różnych jednostkach zaopatrzenia, ale do pracy w kombinacie go nie przyjęto. Dużym ciężarem położyło się na nim niedawne odejście żony, z którą przeżył ponad 50 lat.

źródło: "Skrzydła. Wiadomości ze Świata", grudzień 2002.


Józef Zubrzycki zmarł w Krakowie 23 stycznia 2009 roku.


cofnij
str. 1 | 2 | 3





Jedynka | Lotnicy | Biografie | Wspomnienia | Fotografie