301.dyon.pl




Lotnicy

Biografie

Wspomnienia

Inne teksty









(...) Podczas gdy Anglicy mają specjalistę od podwozi, od gaźnika, od takiego czy innego amortyzatora, od iskrowników i nieledwie od zabezpieczeń nakrętek - polski mechanik jest uniwersalny. Umie prawie wszystko, a jeśli nie umie czegoś dokładnie, nauczy się w ciągu paru dni, bo mu inni pomogą, pokażą, poprawią.

Polski mechanik jest zaradny. Ma zmysł wynalazczy. Udoskonala się ciągle i ciągle się uczy. Obsługiwał już maszyny polskie i francuskie i brytyjskie. Nie ma odpowiednich narzędzi? - Skombinuje. Brak części zamiennych? - Dorobi. Znajdzie błąd konstrukcyjny? - Poprawi. Wymyśli jak urządzić wyrzutnik osłony, żeby pilot mógł wyskoczyć bez wysiłku, jeśli mu się samolot zapali. Ulepszy działanie mechanizmu podwozia, czy klap skrzydłowych. Zmajstruje wszystko, czego nie przewidział konstruktor i - wbrew sławnej King's Regulation - natychmiast zaradzi własną pomysłowością usterkom, które tylko aeropag inżynierów mógłby usunąć po długich ceregielach.

Jeżeli nie ma lotów, trudno go zmusić do "zajęć regulaminowych". Często jest wtedy łazikiem pierwszej klasy i obija się, jak nikt inny. Często nie można go nigdzie znaleźć i nie sposób nakłonić go do przestrzegania ustalonego porządku dnia. Ale w czasie akcji jest niezawodny: potrafi pracować przez 24 godziny na dobę, może nie jeść, nie spać i nie odpoczywać. Potrafi przemontować, wyłatać, naprawić rozbitą lub postrzelaną maszynę nieprawdopodobnie prędko i sumiennie. Jest nieoceniony; niezastąpiony!

Bo polski mechanik lotniczy ma serce i ambicję. Maszynę i jej załogę uważa za coś, co należy do niego. Mówi: - Moja maszyna, Mój pilot. Jego pilot musi mieć sprzęt pewny i przygotowany. Jego pilot musi polecieć, żeby się bić. W tej walce załogi mechanik bierze udział przez swoją pracę. Udział nie byle jaki: samolot, który jego rękami został przygotowany do spełnienia bojowego zadania, jest pewny i niezawodny. Załoga śmiało może mu wierzyć i ufać.

Załoga nie może mieć wątpliwości i obaw o sprzęt, którym się posługuje, bo gdyby je miała, gdyby musiała z nimi walczyć, nie starczyłoby już może sił psychicznych na walkę z prawdziwym wrogiem. A gdyby sprzęt zawiódł - musiałaby myśleć o ratowaniu go i ratowaniu własnego życia, zamiast o zwycięstwie. na to nie ma czasu i nie ma miejsca w lotniczych działaniach wojennych i dlatego te sprawy bierze na siebie mechanik. On odpowiada za sprzęt, a więc - za spokój i za życie załogi. On z największym niepokojem czeka powrotu maszyny: on się najbardziej cieszy, gdy samolot wraca nieuszkodzony; on najbardziej cierpi, gdy załoga ginie.

A przecież mało kto poza lotnikami wie o jego pracy i jego mozole, o jej ważności i odpowiedzialności. Mało kto zdaje sobie srpawę z tego, jak wiele z chwały lotniczej naszych bohaterskich załóg przypada na mechaników, zbrojmistrzów, elektryków, oficerów technicznych. Oni pozostają w cieniu. Ich udział w bojowych zadaniach jest nieefektowny, nieznany, zwykle pomijany przez prasę, przemilczany w komunikatach. Mało kto słyszał nawet o tych brygadach obsługi technicznej, które pod ogniem karabinów maszynowych niemieckiego lotnictwa, podczas bombardowań lotnisk w Wielkiej Brytanii nie przerywały gorączkowej pracy przy samolotach. Mało kto wie, ilu mechaników przy tej pracy zginęło i odniosło rany... Tylko Krzyże Walecznych nadane im przez władze wojskowe i drewniane krzyże na cmentarzach świadczą o poświęceniu, o zasłudze i odwadze tych mało znanych, skromnych, w jakże wiele wartych żołnierzy Polskich Sił Powietrznych.

źródło: "Skrzydła. Wiadomości ze Świata", nr 134/376, 1941 r.

Lotem koszącym przez prasę

Manchester Evening News i The Star - w dłuższej notatce zatytułowanej - "Johnny Comes Home" - opisuje historię załogi jednego z polskich bombówców przy Coastal Command. "Dywizjon, po odbyciu lotów operacyjnych ponad Niemcy, rozpoczął patrolowanie Atlantyku. Jedna z załóg bombowca - J for Johnny - nie wracała na czas oznaczony do bazy. Wszyscy byli zaniepokojeni losem załogi, tylko jeden z pomocników mechanika AC2, zapytany przez kontrolnego oficera co sądzi o swojej załodze odpowiedział, że jest pewien powrotu bombowca. Tak też się stało. Na zapytanie oficera dlaczego był on tak pewien powrotu swojego samolotu, AC2 odpowiedział: "- Przyznam się, że przejmowałem się troszeczkę, lecz znając wartość moralną załogi i wytrzymałość silników bombowca wierzyłem w szczęśliwy powrót lotników. Ten sam samolot ma już poza sobą 29 lotów operacyjnych nad Niemcy. Mogliśmy wtedy stracić "A", "B", "C", lecz nie "J - for Johnny". To dzielny samolot. Nie! J - for Johnny musiał wrócić do bazy, w przeciwnym wypadku byłbym zrozpaczony". Po tym - kończy dziennik - polski pomocnik mechanika wyciągnął z kieszeni kawał gałganka i w zapadających ciemnościach rozpoczął czyścić swoją ukochaną J - for - Johnny.

źródło: "Skrzydła. Wiadomości ze Świata", nr 15/392, 1942 r.

cofnij





Jedynka | Lotnicy | Biografie | Wspomnienia | Fotografie