301.dyon.pl




Lotnicy

Biografie

Wspomnienia

Inne teksty








str. 1 | 2 | 3 | 4 | 5


Załoga, w której służył Leon Wilmański (dowódca naw. Antoni Voellnagel) nie mogła odrazu przystąpić do wykonywania lotów do Polski z powodu... braku odpowiednio przystosowanej do tego typu operacji maszyny.

Sześć tygodni później, gdy wydawało się już, że wreszcie załoga otrzymała odpowiednio przygotowanego Halifaxa kolejne zdażenie prawie uniemożliwiło wykonanie lotu do Kraju. 27 lutego 1942 r., na osiem minut przed startem, okazało się, że podczas tankowania samolotu do zbiornika paliwa dostał się kawałek gumowego przewodu, którego usunięcie, według opinii brytyjskich mechaników, wymagało zdemontowanie całego zbiornika. Zgodnie z obowiązującymi przepisami dotyczącymi bezpieczeństwa, lot do Polski powinien zostać bezwzględnie odwołany. W tej sytuacji wyjęcia kawałka przewodu bez demontowania zbiornika podjął się mechanik pokładowy polskiej załogi - sierż. Czesław Mądracki. Sobie tylko znanym sposobem, po niespełna pięciu minutach, wyjął nieszczęsny kawałek gumy i start został wznowiony.

Wystartowano do Polski na Halifaxie NF-W L-9618, lot na placówkę „Kopyto”, załoga w składzie: kpt. naw. Voellnagel, I pilot sierż. Pieniążek, II pilot por. Zygmuntowicz, radiooperator sierż. Wilmański, strzelec przedni sierż. Wojciechowski, strzelec tylni sierż. Mol, mechanicy pokładowi: sierż. Kozłowski i sierż. Mądracki, despatcher plut. Karbowski. Ekipę IV skoczków - cichociemnych stanowili: por. Bogdan Piątkowski – „Mak”, por. Zygmunt Milewicz –„Róg”, ppor. Jan Rogowski – „Czarka”, por. Jan Kochański – „Jarma”, ppor. Franciszek Pukacki – „Gzyms”, por. Stanisław Jankowski „Burek”, „Agaton”. W tym okresie loty do Polski odbywały się, Trasą nr 1, która biegła nad Morzem Północnym, Danią oraz nad Morzem Bałtyckim. Nad Polskę samoloty nadlatywały między Kołobrzegiem a Gdańskiem, kierując się potem na południe w głąb kraju. Niestety załoga Leona Wilmanskiego dolecieła tylko do Danii. Zadania nie wykonano z powodu awarii silnika, która zmusiła lotników do zawrócenia do bazy. To zdażenie świadczy również o tym, w jak przygotowane były samoloty, na których latali polscy lotnicy. Nie był to też odosobniony przypadek gdy zawracano z drogi z przyczyn niezależnych całkowicie od załogi czy też warunków pogodowych na trasie przelotu.

Jeszcze przed wykonaniem swojego pierwszego lotu do Kraju, 20 lutego 1942 r., Leon Wilmański został awansowany do brytyjskiego stopnia Flight Sergeanta (F/Sgt) ze starszeństwem od 1 września 1941 r.

14 marca 1942 r. 138 Dywizjon RAF został przeniesiony na nowe lotnisko w Tempsford koło Bedford. 25 marca 1942 r. Leon Wilmański wraz ze swoją załogą wykonał lot specjalne do Austrii. Niestety z uwagi na całkowite zachmurzenie rejonu zrzutu w okolicach miasta Alland, 35 km na południowy zachód od Wiednia, zadania nie wykonano. Kolejny lot do Polski, miał miejsce w nocy z 27 na 28 marca 1942 r. - operacja lotnicza „Boot”, przerzucenie cichociemnych na placówkę „Trawa”. Ekipę V (była to druga próba przerzucenia tej ekipy do Kraju) stanowili: por. Zbigniew Bąkiewicz – „Zabawka”, ppor. Lech Łada – „Żagiew”, ppor. Rafał Niedzielski – „Mocny”, por. Jan Rostek – „Dan”, por. Tadeusz Śmigalski – „Ślad” oraz kurier ppor. Leszek Janicki – „Maciej”. Wspomnienia związane z tym lotem opisał por. pil. Ryszard Zygmuntowicz:

„Już czekam tylko by wpaść nad Polskę. Po długim czasie nie wytrzymuję i pytam, Czy już jesteśmy nad Polską - głos mi z lekka drga. W międzyczasie schodzę z wysokości do 4000 stóp. Antek (kpt. Voellnagel dowódca załogi – W.W.) mówi tak – niedługo będzie Warta, a tam z lewej Gopło, dalej Sieradz. Ja wpatruję się w szarą ziemię polską, z rzekami, lasami i drogami i Bogu dziękuję za Łaskę, że pozwolił mi jeszcze raz być nad Polską (...).W samolocie panuje uroczysta cisza – każdy w duchu składa stokrotne dzięki, że jest nad Polską (...) Upajam się trzy lata z nakładem jak byłem tutaj ostatni raz. Przesyłam myślą życzenia do Matki, Ojca, Braci i wszystkich Rodaków. – Krzyczę w duszy Słuchajcie! ja jestem nad Wami i niosę Wam dobre słowa od ludzi, którzy będą wam pomagać”. Potem następuje podejście do lądowiska i manewry związane z tą operacją oraz informacja o członkach załogi „Dajemy znak silnikami i po chwili widzimy światła. Budda (II pilot por. Dobromirski - W.W.) i Wilmański pomagają Sołtysiakowi – jedna runda potem radość na ziemi, wszystko na punkcie – bierzemy kurs na północ. Hydraulika nawaliła, klapy nie chcą się schować, a podwozie na szczęście jest zablokowane (...) Czar domu i ojczyzny pryska, trzeba pracować od początku. Silniki pracują, więc musimy wracać. Antek z wysiłku i podświadomego zdenerwowania, trzęsie się i odpoczywa małą chwilę. Ja jestem spokojny, bo szybkość mimo opuszczonych klap jest dobra. W załodze panuje niezadowolenie dlaczego wypuszczałem klapy. Antek pyta się kilka razy, czy nie mogę schować , Mądracki ciągnie Buddę za róg bluzy i prawie płacze z powodu klap. Liczymy benzynę czy starczy na powrót (...) Lecimy w ciemnościach i robi się coraz zimniej Wojciechowski strz. przedni wychodzi z wieżyczki cały ośnieżony, a mnie marzną bardzo ręce. Czasami mignie nam ziemia (...) robi się coraz zimniej i nie przyjemnie bo morza nie widać, tylko ląd i ląd. Zaczynamy myśleć, że trzeba lądować bo nas na pewno nie wypuszczą, a słońce zaczyna już wschodzić. Nie wiemy jak szybko lecimy (uszkodzony szybkościomierz - W.W.) – wszyscy już się denerwujemy. Antek mówi - nie wiem gdzie jestem, Budda wciąga na głowę śpiwór i nie chce wiedzieć co się koło niego dzieje. Ja dopinguję maszynę, ale ona tak szybko nie chce lecieć do morza, jak nasze serca lecą i pragną (...) Ja widzę przed sobą coś w rodzaju pomostu między lądem a jedną z wysp, a dalej morze z dalekimi chmurami. Wołam Antka – ten przygląda się i głosem rozpaczy krzyczy Sylt (silnie strzeżona przez artylerię plot i myśliwce niemiecka wyspa na Morzu Północnym niedaleko duńskiego wybrzeża – W.W.) – skręcaj w prawo. Jest już jednak za późno. (...) Lecąc widzimy lotnisko z samolotami i budynki ale żadnego ruchu- nie wierzymy oczom i naszej wyobraźni. Nikt nie chodzi nikt nie strzela żadnego ruchu. Już, już jesteśmy prawie nad morzem. Grzejemy dalej byle tylko około 15 mil od lądu, a gdy jesteśmy 20mil od lądu Żuk (tylny strzelec - W.W.) melduje 7 samolotów patrolujących - prawdopodobnie Messerschmitty. Uwaga nasza jest napięta lecz morze jest pod nami i lekkie chmurki więc i samopoczucie lepsze i obrona łatwiejsza – nie zauważyli nas jednak! (...) Zaczyna się znowu tragedia gdyż nie jesteśmy pewni czy starczy benzyny. Mądracki (mechanik pokładowy - W.W.) twierdzi, że tak, więc ja mu wierzę”.


cofnij
str. 1 | 2 | 3 | 4 | 5





Jedynka | Lotnicy | Biografie | Wspomnienia | Fotografie